Próbki śliny mogą być bardzo dobrym nieinwazyjnym biomarkerem chorób jelit – orzekli naukowcy z uniwersytetów w Tokio po dokonaniu przeglądu wielu prac naukowych, których tematyka skupia się na powiązaniach pomiędzy mikroflorą jamy ustnej a jelit. Badanie śliny mogłoby być szczególnie przydatne w diagnozowaniu nieswoistego zapalenia jelit.
Nieswoiste zapalenie jelit jest schorzeniem, które daje również objawy w jamie ustnej. Na razie diagnozowane jest poprzez badanie próbek krwi, stolca i z wykorzystaniem inwazyjnych technik obrazowania diagnostycznego. Tymczasem – prawdopodobnie – mamy do dyspozycji dużo bardziej proste i nieinwazyjne rozwiązanie – próbki śliny. Test ze śliny można byłoby łatwo wykonać podczas rutynowego przeglądu stomatologicznego. Choćby po to, aby dowiedzieć się, czy symptomy obserwowane w jamie ustnej mogą mieć źródło w jelitach.
W ostatnich latach pojawiło się wiele dowodów na to, że istnieje silne powiązanie pomiędzy mikrobiomem jamy ustnej i jelit – mówi się nawet o osi jama ustna – jelita. Poza tym, zarówno bakterie w jamie ustnej, jak drobnoustroje, które znajdują się w jelitach, stanowią fundament utrzymania homeostazy w organizmie. Choć skład mikrobiologiczny śliny u człowieka nie odzwierciedla całkowicie składu ludzkiego mikrobiomu jelitowego, to niektóre badania sugerują, że zmiana profilu mikrobiologicznego śliny może być skutkiem zmiany profilu mikrobiomu zasiedlającego jelita. Szczególnie dobrze zależność tę widać podczas suplementacji probiotykami. W oparciu o te doniesienia wspomniani badacze z Japonii doszli do wniosku, że badanie próbek śliny mogłoby posłużyć jako nieinwazyjny test chorób jelit, w tym nieswoistego zapalenia jelit. Więcej
Tradycyjne leki ziołowe mogą wspomóc leczenie raka jamy ustnej – konkretnie raka płaskonabłonkowego, najczęstszego nowotworu jamy ustnej. Do takiego wniosku doszli badacze z uniwersytetów w Tajwanie i w Chinach. Co ciekawe – tradycyjne leki ziołowe mogą być skuteczne nie tylko jako środki wspomagające konwencjonalne leczenie onkologiczne w stomatologii, ale również – stosowane samodzielnie.
Naukowcy odkryli, że tradycyjne roślinne leki są zdolne do modulowania przekazywania sygnałów na ścieżkach komunikacji na poziomie komórkowym i molekularnym. Sygnały te są odpowiedzialne za rozwój złośliwości nowotworu i za przeżywanie zmutowanych komórek. Ponadto leki ziołowe zapewniają lepszą kontrolę złośliwości raka płaskonabłonkowego jamy ustnej i klinicznych powikłań, które pojawiają się po leczeniu tego nowotworu metodami konwencjonalnymi; przykładowo – niepożądanym następstwem radioterapii może być kserostomia i zapalenie śluzówki jamy ustnej.
Odkrycie to daje nadzieję na opracowanie nowych strategii terapeutycznych lub udoskonalenie już istniejących w obszarze wyjątkowo wymagającym nowych rozwiązań – rak płaskonabłonkowy jest bowiem najczęściej występującym nowotworem jamy ustnej. Może lokalizować się w jamie ustnej, ale też w obszarach do niej przyległych: części ustnej gardła, nosogardzieli, krtani i śliniankach. Więcej
Testy ze śliny wykorzystywane są już w stomatologii – między innymi do wykrywania próchnicy (test Snydera). Teraz jednak badacze zastanawiają się, czy możliwe byłoby wykorzystanie śliny do testowania parametru niezwiązanego bezpośrednio ze stomatologią, choć nadzwyczaj istotnego dla zdrowia jamy ustnej: glikemii, czyli poziomu cukru we krwi.
Dotychczasowe metody na testowanie glikemii są bolesne, bo inwazyjne: trzeba ukłuć palec igłą i pozyskać kroplę krwi do badania. Dlatego trwają prace nad opracowaniem metod nieinwazyjnych, m.in. wykorzystujących składniki znajdujące się w ślinie. Jednym z obiecujących markerów znajdujących się w ślinie, dzięki któremu możliwe byłoby monitorowanie poziomu glukozy we krwi, jest fruktozamina.
Wspomniana wyżej fruktozamina jest białkiem, które naturalnie występuje w ślinie każdego człowieka a także w krwi. Oznaczanie poziomu fruktozaminy wykorzystywane już jest w diagnostyce cukrzycy, ale nie jest to test ślinowy lecz badanie krwi.
Badacze z Uniwersytetu w Baltimore USA zaproponowali alternatywę dla inwazyjnego badania z wykorzystaniem fruktozaminy jako wskaźnika – testowana byłaby próbka śliny. W przekrojowych badaniach in vivo (czyli przeprowadzonych już z udziałem uczestników, a nie tylko na preparatach laboratoryjnych) wykazano, że istnieje dodatnia korelacja pomiędzy obecnością fruktozaminy w ślinie a poziomem cukru we krwi. Byłaby to więc dobra nieinwazyjna metoda diagnostyczna, ale na razie do zastosowania jej w praktyce jest jeszcze daleko, ponieważ naukowcy wskazują na wysokie ryzyko błędu w wynikach testów[1]. Więcej
Zespół Ehlersa-Danlosa (ZED) jest grupą nieuleczalnych chorób. Ich przyczynami są nieprawidłowa budowa podstawowych składników tkanki łącznej oraz zaburzenia metaboliczne w obrębie tej tkanki. Okazało się, że czas od wystąpienia pierwszych objawów aż do zdiagnozowania wynosi przeciętnie ponad 18 lat. Tak długi czas rozpoznawania schorzenia doprowadza do rozstroju zdrowia jamy ustnej.
Tkanka łączna jest podstawowym składnikiem budującym poszczególne elementy układu ruchu. Znajdujemy ją między innymi w mięśniach, stawach, ścięgnach, więzadłach. Wszystkie wymienione struktury wchodzą również w skład układu stomatognatycznego, dzięki któremu możliwe są: żucie pokarmu, mowa, artykulacja głosek, mimika twarzy. Oznacza to, że konsekwencje zespołu Ehlersa-Danlosa ujawniają się także w obszarze jamy ustnej. Z tego powodu schorzenie powinno być szybko diagnozowane, aby wprowadzić odpowiednie postępowanie objawowe.
Choroby jamy ustnej, jakie mogą powstawać w wyniku tego zespołu schorzeń, to między innymi:
Dokonano kolejnego odkrycia, które potwierdza, że zdrowie jamy ustnej ma ogromne znaczenie dla życia i losów człowieka. Dzięki badaniom japońskiego zespołu, który zajął się związkami między samodzielnością osób starszych a zdrowiem zębów i przyzębia, dowiedzieliśmy się, że im gorszy stan zdrowia jamy ustnej, tym poważniejsza niesamodzielność.
Badanie przeprowadzono z udziałem pacjentów w wieku 65+, którzy byli hospitalizowani z powodu ostrej niewydolności serca. Oceny ich samodzielności dokonano w oparciu o skalę Barthel. Jest to międzynarodowa skala, którą powszechnie wykorzystuje się do oceny sprawności chorego i na tej podstawie decyduje o jego zapotrzebowaniu na opiekę ze strony osób trzecich i związanych zawodowo ze służbą zdrowia. Ocenie poddaje się sprawność badanego pod względem 10 codziennie wykonywanych czynności, np. w jaki sposób pacjent radzi sobie z poruszaniem się, ubieraniem, rozbieraniem, higieną osobistą, samodzielnym spożywaniem posiłków, korzystaniem z toalety, kontrolowaniem czynności fizjologicznych.
Okazało się, że u pacjentów ze złym stanem zdrowia jamy ustnej częściej niż o pacjentów z prawidłowym zdrowiem tego obszaru ciała notowano obniżoną sprawność fizyczną, niedożywienie i zaburzenia poznawcze[1].
Rewolucja hormonalna, jaka przetacza się przez ciało kobiety w czasie ciąży, ma silny wpływ na zdrowie jamy ustnej. Od lat wiadomo, że częściej występują stany zapalne dziąseł z powodu rozpulchnienia i tkliwości miękkich tkanek tego obszaru ciała. Teraz natomiast naukowcy z Norwegii udowodnili, że w jamie ustnej kobiet w ciąży znajduje się również więcej najgroźniejszych bakterii próchnicy – Streptococcus mutans.
Jednym z podstawowych czynników, który ma istotne znaczenie dla zdrowia jamy ustnej, jest ślina. Z przeprowadzonego w Norwegii badania wynika, że na właściwości śliny duży wpływ ma ciąża. Wskutek zmian we właściwościach śliny w jamie ustnej przyszłej mamy zmianie ulega mikrobiom – pojawia się więcej powodujących próchnicę bakterii S. mutans w porównaniu do kobiet nieciężarnych. Niemieccy badacze odkryli również, że u kobiet w ciąży pojawia się też stres oksydacyjny i zmniejsza się zdolność ochrony przed wolnymi rodnikami[1].
Badacze wzięli pod lupę właściwości śliny przyszłych mam i doszli do wniosku, że za powstanie warunków, które ułatwiają wzrost Streptococcus mutans, odpowiadają fizjologiczne zmiany, jakie zachodzą w organizmie kobiety w ciąży. Więcej
Kwas masłowy – jeden z metabolitów bakterii, które powodują choroby przyzębia – podejrzewany był o możliwe przyspieszanie rozwoju nowotworu złośliwego w jamie ustnej. Naukowcom udało się potwierdzić, że to prawda.
Kwas masłowy to jeden z wielu produktów przemiany materii wydzielanych przez drobnoustroje aktywnie działające na rzecz rozwoju i utrzymania stanu zapalnego w przyzębiu. Jakiś czas temu pojawiło się doniesienie, że bakterie odpowiedzialne za choroby przyzębia mogą poprzez wydzielanie kwasu masłowego powodować w progresję nowotworów złośliwych, które występują w jamie ustnej. Odkrycia tego dokonano w odniesieniu do ameloblastomy (zwanej szkliwiakiem) – łagodnego guza, który rozwija się w kości żuchwy lub szczęki i który czasami może stać się złośliwy i dawać przerzuty do odległych tkanek. [Więcej o ameloblastomie piszemy tutaj.]
Nie udało się dotychczas wyjaśnić szczegółów, które odgrywają rolę w złośliwej transformacji ameloblastomy i jej rozprzestrzenianiu się. Grupa badaczy z Iwate Medical University w Japonii przyjrzała się temu zagadnieniu – przebadała jak, i czy w ogóle, kwas masłowy może mieć wpływ na rozprzestrzenianie się szkliwiaka. Pod lupę wzięto wiele różnych czynników adhezyjnych (ułatwiających przyczepianie się komórek do podłoża) i cytokin (czynników prozapalnych zaangażowanych m.in. w procesy nowotworzenia) i zbadano, jak reagują one na obecność kwasu masłowego. Więcej
Fotodezynfekcja to wykorzystująca strumień światła terapia przeciwdrobnoustrojowa, w której specjalistyczny laser skierowany na tkanki poddane działaniu roztworu fotouczulającego zabija bakterie.
Niszczenie bakterii odbywa się bez ryzyka wzrostu oporności drobnoustrojów na środki antybakteryjne. Fotodezynfekcję wykorzystuje się już w gabinetach stomatologicznych – uznawana jest za skuteczny sposób leczenia chorób przyzębia, dzięki któremu selektywnie eliminuje się bakterie z biofilmu osadzonego na zębach poniżej linii dziąseł[1]. Technologia ta stosowana bywa wraz z oczyszczaniem przyzębia poprzez skaling czy kiretaż. [Więcej na temat laserowej terapii fotodynamicznej piszemy tutaj.]
Opracowano nowy bioaktywny kompozyt stomatologiczny, który hamuje rozwój próchnicy przy brzegach opracowanego zęba i dodatkowo remineralizuje szkliwo. Tym samym biopolimer zabezpiecza przed próchnicą wtórną.
Nowy kompozyt otwiera drogę do skutecznej profilaktyki próchnicy wtórnej zębów, ponieważ jest materiałem bioaktywnym – nie tylko służy odbudowie części zęba utraconej wskutek działania bakterii próchnicy pierwotnej, ale także uwalnia wapń i fosfor, które służą mineralizacji szkliwa, oraz zawiera metakrylan dimetyloaminoheksadecylu (DMAHDM) – żywicę polimerową o silnym działaniu przeciwbakteryjnym. Dwukierunkowe działanie biokompozytu idealnie wpisuje się w strategię walki z próchnicą wtórną.
Próchnica wtórna jest zmorą towarzyszącą stomatologii od zawsze. Tworzy się na brzegu zęba między szkliwem a wypełnieniem. W krótkim czasie potrafi doprowadzić do rozszczelnienia styku tych dwóch warstw i szybkiego dalszego niszczenia tkanek zęba. W rezultacie plombowany ząb trzeba otworzyć i poddać ponownemu opracowaniu, likwidując w ten sposób zniszczoną tkankę. Problem polega na tym, że każde opracowanie zęba wiąże się z częściową utratą jego tkanek, zatem tej metody leczenia próchnicy wtórnej nie można stosować w nieskończoność. Więcej
Bakterii próchnicy jest więcej! Czy podręczniki stomatologii napisane zostaną na nowo?
Streptococcus mutans może stracić niechlubną pozycję lidera w niszczeniu szkliwa. Naukowcy japońscy sugerują, że możliwe, iż na listę bakterii mających zdecydowany wpływ na próchnicę zębów trzeba będzie wpisać dodatkowe szczepy.
Chodzi o bakterie z innych rodzajów i rodzin niż Streptococcus, a mianowicie szczepy z rodzin Prevotellaceae i Veillonellaceae oraz rodzaje Alloprevotella i Dialister.
Wszystko zaczęło się od tego, że badacze z Okayama University postanowili przyjrzeć się bliżej pewnemu niepokojącemu zjawisku: w Japonii rośnie bowiem liczba młodych dorosłych, u których występuje próchnica zębów. Ponieważ mało jest literatury fachowej poświęconej temu zjawisku, zaczęto zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje i czy mikroorganizmy inne niż S. mutans mogą być zaangażowane w niszczenie zębów. W badaniu, które miało to wyjaśnić, uczestnikami zostali studenci – ochotnicy. Na początku badania wypełnili oni ankietę, w której określili bieżący stan zdrowia jamy ustnej. Podobną ankietę wypełnili po zakończeniu okresu obserwacji, czyli po trzech latach.
Na podstawie uzyskanych wyników udało się wyodrębnić dwie grupy studentów: tych, u których próchnica silniej naznaczyła swoją obecnością zęby oraz studentów z mniejszą liczbą i głębokością uszkodzeń szkliwa dokonanych przez bakterie próchnicy.
Po przebadaniu testem DNA próbek śliny od studentów, w grupie z większymi uszkodzeniami szkliwa odkryto obecność wymienionych wyżej szczepów bakteryjnych. Co istotne, w obu grupach ilość bakterii uznawanej za najgroźniejszego niszczyciela zębów, czyli przedstawicieli szczepu S. mutans, była mała. Więcej