Rewolucja hormonalna, jaka przetacza się przez ciało kobiety w czasie ciąży, ma silny wpływ na zdrowie jamy ustnej. Od lat wiadomo, że częściej występują stany zapalne dziąseł z powodu rozpulchnienia i tkliwości miękkich tkanek tego obszaru ciała. Teraz natomiast naukowcy z Norwegii udowodnili, że w jamie ustnej kobiet w ciąży znajduje się również więcej najgroźniejszych bakterii próchnicy – Streptococcus mutans.
Jednym z podstawowych czynników, który ma istotne znaczenie dla zdrowia jamy ustnej, jest ślina. Z przeprowadzonego w Norwegii badania wynika, że na właściwości śliny duży wpływ ma ciąża. Wskutek zmian we właściwościach śliny w jamie ustnej przyszłej mamy zmianie ulega mikrobiom – pojawia się więcej powodujących próchnicę bakterii S. mutans w porównaniu do kobiet nieciężarnych. Niemieccy badacze odkryli również, że u kobiet w ciąży pojawia się też stres oksydacyjny i zmniejsza się zdolność ochrony przed wolnymi rodnikami[1].
Badacze wzięli pod lupę właściwości śliny przyszłych mam i doszli do wniosku, że za powstanie warunków, które ułatwiają wzrost Streptococcus mutans, odpowiadają fizjologiczne zmiany, jakie zachodzą w organizmie kobiety w ciąży. Więcej
Opracowano nowy bioaktywny kompozyt stomatologiczny, który hamuje rozwój próchnicy przy brzegach opracowanego zęba i dodatkowo remineralizuje szkliwo. Tym samym biopolimer zabezpiecza przed próchnicą wtórną.
Nowy kompozyt otwiera drogę do skutecznej profilaktyki próchnicy wtórnej zębów, ponieważ jest materiałem bioaktywnym – nie tylko służy odbudowie części zęba utraconej wskutek działania bakterii próchnicy pierwotnej, ale także uwalnia wapń i fosfor, które służą mineralizacji szkliwa, oraz zawiera metakrylan dimetyloaminoheksadecylu (DMAHDM) – żywicę polimerową o silnym działaniu przeciwbakteryjnym. Dwukierunkowe działanie biokompozytu idealnie wpisuje się w strategię walki z próchnicą wtórną.
Próchnica wtórna jest zmorą towarzyszącą stomatologii od zawsze. Tworzy się na brzegu zęba między szkliwem a wypełnieniem. W krótkim czasie potrafi doprowadzić do rozszczelnienia styku tych dwóch warstw i szybkiego dalszego niszczenia tkanek zęba. W rezultacie plombowany ząb trzeba otworzyć i poddać ponownemu opracowaniu, likwidując w ten sposób zniszczoną tkankę. Problem polega na tym, że każde opracowanie zęba wiąże się z częściową utratą jego tkanek, zatem tej metody leczenia próchnicy wtórnej nie można stosować w nieskończoność. Więcej
Bakterii próchnicy jest więcej! Czy podręczniki stomatologii napisane zostaną na nowo?
Streptococcus mutans może stracić niechlubną pozycję lidera w niszczeniu szkliwa. Naukowcy japońscy sugerują, że możliwe, iż na listę bakterii mających zdecydowany wpływ na próchnicę zębów trzeba będzie wpisać dodatkowe szczepy.
Chodzi o bakterie z innych rodzajów i rodzin niż Streptococcus, a mianowicie szczepy z rodzin Prevotellaceae i Veillonellaceae oraz rodzaje Alloprevotella i Dialister.
Wszystko zaczęło się od tego, że badacze z Okayama University postanowili przyjrzeć się bliżej pewnemu niepokojącemu zjawisku: w Japonii rośnie bowiem liczba młodych dorosłych, u których występuje próchnica zębów. Ponieważ mało jest literatury fachowej poświęconej temu zjawisku, zaczęto zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje i czy mikroorganizmy inne niż S. mutans mogą być zaangażowane w niszczenie zębów. W badaniu, które miało to wyjaśnić, uczestnikami zostali studenci – ochotnicy. Na początku badania wypełnili oni ankietę, w której określili bieżący stan zdrowia jamy ustnej. Podobną ankietę wypełnili po zakończeniu okresu obserwacji, czyli po trzech latach.
Na podstawie uzyskanych wyników udało się wyodrębnić dwie grupy studentów: tych, u których próchnica silniej naznaczyła swoją obecnością zęby oraz studentów z mniejszą liczbą i głębokością uszkodzeń szkliwa dokonanych przez bakterie próchnicy.
Po przebadaniu testem DNA próbek śliny od studentów, w grupie z większymi uszkodzeniami szkliwa odkryto obecność wymienionych wyżej szczepów bakteryjnych. Co istotne, w obu grupach ilość bakterii uznawanej za najgroźniejszego niszczyciela zębów, czyli przedstawicieli szczepu S. mutans, była mała. Więcej
Bakteria Porphyromonas gingivalis uznawana jest za głównego wroga zdrowia przyzębia. Trwają prace nad donosową szczepionką uodparniającą organizm na ten drobnoustrój. Czynnika immunizacyjnego dostarczałby sam patogenny szczep.
Składniki, które pobudzałyby układ odpornościowy do ochrony przed zakażeniem tkanek przyzębia bakteriami P. gingivalis, pozyskiwane byłyby z pęcherzyków błonowych. To maleńkie kuliste nanociała, które uwalniane są do środowiska zewnętrznego przez te drobnoustroje w różnych fazach ich cyklu życiowego. W naturze służą one bakteriom do komunikowania się z innymi organizmami i wywoływania u nich określonych reakcji, ponieważ we wnętrzu tych struktur znajdują się antygeny, immunomodulanty czy czynniki ułatwiające zakażanie organizmów (czynniki wirulencji). Ponieważ jednocześnie nanociała są strukturami o udowodnionej wysokiej stabilności strukturalnej, od pewnego czasu próbuje się je wykorzystać jako nośniki m.in. w immunoprofilaktyce. Więcej
Obliteracja jamy zęba zwana jest też zwyrodnieniem wapniowym miazgi (ZWM) lub resorpcją wewnętrzną zastępczą[1]. Jako zjawisko występujące w jamie ustnej odnosi się do zmniejszonej drożności lub niedrożności kanałów korzeniowych wskutek zmniejszania światła jamy zęba – najczęściej dotyczy to zębów po urazie. Nie jest jasne, jak często występuje, ponieważ doniesienia są pod tym względem różne (uważa się, że 4-40% urazów może kończyć się obliteracją jamy zęba), niemniej wystąpienie obliteracji zależy od dwóch głównych czynników: rodzaju urazu i wieku pacjenta w momencie urazu.
Na czym polega obliteracja jamy zęba?
Zjawisko to polega na odkładaniu się do wnętrza kanału korzeniowego na całej jego długości lub do wnętrza komory zęba wapniowej, twardej substancji. Zaczyna się od obwodu jamy zęba i postępuje w kierunku środka. Wskutek tego centralna część miazgi zębowej ulega obliteracji na końcu. Zwyrodnienie wapniowe narastające ku środkowi jamy zęba doprowadza do stopniowego zmniejszania się światła komory zęba i kanału korzeniowego aż do całkowitego jego zaniku. W rezultacie dochodzi do zamknięcia kanału i jego niedrożności.
W zależności od stopnia zwężenia światła jamy zęba obliterację kwalifikuje się jako:
Zespół Costena określa szereg zaburzeń czynnościowych narządu żucia odnoszących się do układu ruchowego tego systemu tkanek i ściśle powiązanych z pracą stawu skroniowo-żuchwowego. Nazwa „zespół Costena” upamiętnia nazwisko jego odkrywcy – otolaryngologa Jamesa Costena, który w 1934 r. jako pierwszy systematycznie opisał zauważony u swoich pacjentów zbiór symptomów, które koncentrowały się w okolicach ucha, przewodu słuchowego i stawu skroniowo-żuchwowego.
Pierwotna nazwa ewoluowała równolegle do zdobywania wiedzy na temat przyczyn zespołu Costena; propozycje innych nazw skupiały się wokół zaburzeń lub dysfunkcji, lub mioartropatii stawu skroniowo-żuchwowego, albo wskazywały na bólowo-mięśniowy charakter nieprawidłowości. Obecnie zespół Costena włączony jest w grupę zaburzeń skroniowo-żuchwowych, określanych skrótem TMD od angielskiej nazwy temporomandibular disorders.
Przyczyny zespołu Costena
Pogłębienie wiedzy w dalszych latach doprowadziło do wzbogacenia listy nieprawidłowości o naprężenia i przeciążenia, jakie powstają w obrębie mięśni i więzadeł i w rezultacie prowadzą do zaburzeń czynnościowych w obrębie stawu skroniowo-żuchwowego. Obecnie wiadomo, że zmiany, jakie wskutek przeciążeń pojawiają się w narządzie żucia, mogą doprowadzić do rozregulowania pracy układu stomatognatycznego, wystąpienia bólu i wielu innych objawów – w tym obserwowanych przez Costena.
Za powstanie zaburzeń czynnościowych układu stomatognatycznego odpowiedzialne są dwa główne elementy: Więcej
Miej świadomość – jedna wytyczna, wiele istnień
Lekarze często nie biorą pod uwagę, jak dużym zagrożeniem dla zdrowia i życia pacjenta, u którego planowany jest zabieg, są ogniska zapalne. Zaskakująca jest konieczność zwracania uwagi na ten problem – dlatego wymaga on zaakcentowania i podejścia doń z absolutnym respektem. Sytuacja jest podyktowana troską o zdrowie i życie pacjenta. Natomiast świadomość zagrożenia dla całego organizmu płynącego od chorych zębów wymaga nie tylko większej uwagi. Tu trzeba zmiany sposobu myślenia, że „to tylko ząb”. Ząb posiada bowiem naczynia krwionośne, do których dostają się bakterie i ich toksyny.
Dlaczego zapobieganie bakteriemii jest ważne?
[bakteriemia – bakteryjne zakażenie krwi]
O chorobach odogniskowych można pisać wiele. Skupię się jednak na najczęściej pomijanym obszarze – jamie ustnej, która może stać się wrotami zakażenia. W jamie ustnej może bowiem znajdować się wiele ognisk zapalnych. Każde ognisko zapalne to przewlekła, zlokalizowana zmiana patologiczna, która w pewnych okolicznościach może spowodować poważne choroby systemowe. Schorzenia te będą zatem chorobami odogniskowymi, których pierwotne ognisko zapalne jest zębopochodne. Dotyczyć to może takich jednostek chorobowych, jak np.: infekcyjne zapalenie wsierdzia/mięśnia sercowego, choroba wieńcowa, zawał serca, udar mózgu, zapalenie płuc, zaostrzone POCHP, osteoporoza, RZS, zakrzepowo-zatorowe zapalenie naczyń krwionośnych, zapalenie kłębuszkowe nerek, ropień przerzutowy w kanale kręgowym, ropień mózgu, zagrożenie przedwczesnym porodem, zapalenie naczyniówki, tęczówki, siatkówki, nerwu wzrokowego, choroby skóry – rumień wielopostaciowy wysiękowy i guzowaty, pokrzywka, AZS, odczyny alergiczne. W tych przypadkach zalecana jest sanacja bezwzględna w osłonie antybiotykowej. Więcej
Nowotwory jamy ustnej należą do dużej grupy chorób nowotworowych głowy i szyi, których częstość występowania systematycznie i znacząco wzrasta[1]. Na całym świecie notuje się rocznie – wg różnych źródeł – 650-742 tys. nowych przypadków, a śmiertelność jest wysoka i szacuje się ją na ok. 330-407 tys. zgonów w ciągu roku[2],[3]. Ponieważ leczenie tych stanów chorobowych jest trudne (z uwagi na lokalizację zmian, szybkość rozwoju nowotworu oraz rozmaitość funkcji i skomplikowanie budowy narządów występujących w obszarze głowy i szyi), sprawna diagnostyka i wytyczenie skutecznej drogi leczenia mają kluczowe znaczenie dla przeżycia chorego[4]. Rozwiązaniem miała być szybka ścieżka onkologiczna – sposób na usprawnienie dostępu pacjentów do leczenia raka w ramach świadczeń refundowanych przez NFZ. Natomiast przepustką do skorzystania z tego rozwiązania ustanowiono tzw. zieloną kartę DiLO – dokument uprawniający do szybkiej diagnostyki i leczenia onkologicznego. Praktyka pokazuje jednak, że znów nie wyszło tak, jak powinno. Bo chorzy na nowotwory nie tylko wciąż czekają w kolejkach na badania i leczenie, ale bywają pozostawieni sami sobie (wraz z opiekującymi się nimi osobami) – i to w najtrudniejszych momentach zmagania się z rakiem.
Oto kilka przykładów problemów, z którymi chory zmagający się z nowotworem jamy ustnej lub innym typem nowotworu oraz jego bliscy mogą zetknąć się podczas walki o zdrowie i życie: Więcej
Ameloblastoma (inaczej szkliwiak, adamantinoma lub adamantoblastoma) jest nowotworem występującym w obrębie tkanek jamy ustnej – głównie u osób dorosłych w wieku 20-50-lat. Po raz pierwszy opisano go w 1868 r. Obecnie uznawany jest za jeden z najczęściej spotykanych nowotworów zębopochodnych. Choć daje objawy podobne do raka jamy ustnej zlokalizowanego w obrębie żuchwy, nie należy go mylić z tym typem zmiany chorobowej, gdyż rokowanie w szkliwiaku zazwyczaj jest dobre. Nie znaczy to, że można rezygnować z leczenia tego nowotworu – bo choć jego charakter określa się jako półzłośliwy, to ameloblastoma może dawać objawy charakterystyczne dla złośliwego raka jamy ustnej. I ma duże tendencje do wznowy[1].
Pochodzenie, złośliwość i lokalizacja szkliwiaka jamy ustnej
Szkliwiak wywodzi się z komórek nabłonkowych, głównie z pozostałości tkanek z których powstaje ząb. Może również powstawać z nabłonka torbieli zawiązkowych. Istnieją także doniesienia wskazujące na możliwość pojawienia się szkliwiaka w wyniku zarażenia wirusem brodawczaka ludzkiego HPV. Więcej
Przychodzi pacjent do gabinetu stomatologicznego i odczuwa strach: przed dentystą, bólem i przed samym leczeniem. Lęk budzi w nim widok kitla, narzędzi, a także krew. Prośba o otwarcie ust, widok wiertła czy czerwonej plamy w spluwaczce lub sama tylko świadomość, że dentysta pracuje nad zębem, a tkanki krwawią, potrafi doprowadzić pacjenta do paniki, przyspieszonego bicia serca i oddechu, duszności lub – co też się zdarza – do omdlenia w wyniku reakcji wazowagalnej (rozszerzenia naczyń i spowolnienia bicia serca lub obniżenia ciśnienia krwi).
Reakcje w odniesieniu do wymienionych sytuacji są przesadne – bo w gabinecie dentystycznym pacjent może czuć się bardzo bezpiecznie. Tak jednak objawiają się fobie – zmory samych pacjentów, ale również i stomatologów. Fobie mogą też skutkować unikaniem sytuacji, w których się ujawniają[1]. Dentofobia jest tylko jedną z nich.
Przedstawiamy fobie, które mogą utrudniać leczenie zębów i współpracę między dentystą a pacjentem.