To miała być zwyczajna wymiana plomby. Skończyło się najkoszmarniejszymi 4 dniami w życiu. Oczywiście podczas weekendu – bo najgorsze przypadłości zdrowotne (szczególnie te, które dotyczą jamy ustnej i zębów) pojawiają się najczęściej wtedy, gdy wszystkie gabinety medyczne są zamknięte na głucho…
Wiele lat temu po raz pierwszy doświadczyłam, czym jest ból zęba – konkretnie dolnej szóstki. Taki prawdziwy, dojmujący, nie opuszczający ani na moment. Ba, narastający nawet! Pomocy znikąd, środków przeciwbólowych też nie było pod ręką. Na dodatek była to niedziela w czasach PRL-u, a więc wtedy, gdy działała tylko apteka pełniąca dyżur – bodaj jedna na cały powiat, a o pogotowiu dentystycznym nikt jeszcze nie słyszał.
Przyjmujący w państwowej lecznicy dentysta, którego odwiedziłam następnego dnia, licząc, że zrobi coś, co przyniesie mi ulgę, rzeczywiście zadziałał skutecznie: rozwiercił ząb i założył porządną plombę – amalgamatową, bo wtedy innych nie było. Ból zniknął, a ja obiecałam sobie solennie, że zrobię wszystko, aby już nigdy więcej ząb mnie nie bolał. Żaden. A w szczególności wspomniana feralna szóstka. Nie przypuszczałam, że ten sam ząb po wielu latach dokuczy mi tak bardzo, iż doprowadzi mnie: prawie na kraj szaleństwa, do wycięcia z życiorysu kilku dni i poznania, jak bardzo przydaje się mieć w lodówce maślankę w prostopadłościennym, kartonowym opakowaniu, numer telefonu do swojego dentysty, a w pobliżu miejsca zamieszkania – nowoczesne pogotowie stomatologiczne.
Wspominany dentysta dobrze wykonał swoją pracę: zaplombowana szóstka nigdy mi nie dokuczyła, a amalgamatowe wypełnienie tkwiło w zębie jak przymurowane – przez wiele lat. Wprawdzie nie wyglądało ładnie i szóstka jako jedyna straszyła ciemnym kolorem na tle pozostałych zębów mających szkliwo w odcieniu delikatnego écru, ale nie było ani potrzeby, ani konieczności wymiany wypełnienia. Nic jednak nie trwa wiecznie. Nadszedł czas, kiedy wyglądająca na wiecznotrwałą plomba z amalgamatu stała się nieszczelna i część wypełnienia (a może szkliwa?) wykruszyła się. Poniekąd nawet ucieszyłam się z tego – bo pojawił się pretekst, aby wymienić ciemny, nieestetyczny amalgamat na nowoczesną, światłoutwardzalną i estetyczną plombę.
Środa – dzień zabiegu
Pomaszerowałam więc do dentysty. Nie był to mój zaprzyjaźniony stomatolog, u którego leczę zęby od wielu lat. Był to specjalista polecony, sprawdzony i chwalony – nie przez ludzi piszących opinie w internecie, ale przez osoby mi bliskie i godne zaufania. Czekając na wizytę, studiowałam treść zabawnych sentencji wypisanych na drzwiach z mrożonego szkła oraz wiszących na ścianie poczekalni licznych dyplomów i certyfikatów z zakresu endodoncji i implantologii. Nie boję się zabiegów stomatologicznych i kiedy asystentka zaprosiła mnie na wizytę, w dobrym nastroju wkroczyłam do gabinetu stomatologicznego. Dentysta przeprowadził wywiad, pooglądał uważnie pociemniałą od amalgamatu szóstkę, delikatnie podał znieczulenie, usunął starą plombę, oczyścił wnętrze zęba i przygotował go pod dalsze leczenie kanałowe. Na koniec zamknął szczelnie zęba opatrunkiem i wyznaczył termin kolejnej wizyty.
– Ząb może pobolewać przez jakiś czas, ale to normalne zjawisko. Delikatnie proszę zęby szczotkować, a w razie bólu można wziąć coś na jego uśmierzenie. W razie problemów lub pytań, proszę dzwonić – usłyszałam.
Opuszczając gabinet czułam się cokolwiek dziwnie – było to moje pierwsze w życiu znieczulenie i dość niekomfortowo było mi z pozbawioną czucia lewą połową żuchwy i języka…
Kiedy po kilku godzinach znieczulenie zeszło, poczułam, że dziąsła przy leczonym zębie są tkliwe, a nagryzanie czegokolwiek po lewej stronie jamy ustnej – niemożliwe. Wieczorem jednak bez problemów umyłam zęby i spokojnie przespałam noc.
Czwartek – pierwszy dzień po zabiegu. Niewinne złego początki
Poranna detekcja językiem po leczonej stronie wykazała lekkie opuchnięcie tkanek i podłużne pionowe wybrzuszenie w dziąśle. W okolicy szóstki delikatnie ćmił ból, ale był to raczej ucisk niż coś promieniującego.
24 godziny po zabiegu, czyli w czwartkowe popołudnie, pomyślałam po raz pierwszy, że coś jest nie tak. We wnętrzu leczonej szóstki pojawiło się bowiem lekkie pulsowanie, a w dziąśle zaczęło narastać subtelnie uczucie rozpierania. Pomna doświadczeń z leczenia kanałowego przeprowadzonego na innym trzonowcu kilka lat temu, wiedziałam, że tym razem jest nieco inaczej: bo do powodującego dyskomfort lekkiego, ale coraz bardziej dokuczliwego pobolewania w dziąśle, które zaczęło promieniować w kierunku ucha, gardła i głowy, dołączyły uczucie ciepła pod powiekami i specyficzny niepokój. Profilaktycznie zmierzyłam temperaturę: 36,7ºC, więc normalnie. Przed północą pulsowanie we wnętrzu zęba było jednak na tyle wyraźne, że mogłam je uznać za perfekcyjnie zsynchronizowane z tykaniem zegara ściennego w mojej kuchni; bólu nie dało się już ignorować, a lewą część żuchwy czułam jako wyraźnie cieplejszą od prawej. Termometr wprawdzie znów pokazał zdrową normę, ale wzięłam środek działający przeciwbólowo i przeciwgorączkowo, chcąc przespać spokojnie noc. Chłodziłam też przez kwadrans dziąsła, trzymając w buzi wodę wyjętą z lodówki. Przed snem wyszczotkowałam delikatnie jamę ustną i przepłukałam ją ziołową płukanką o działaniu ściągającym i antyseptycznym. Ufna w moc dość silnego środka przeciwbólowego, położyłam się spać.
Nad ranem obudził mnie ból. Bolała leczona okolica, doskwierało lekko gardło i ucho. W zębie pulsowało mniej subtelnie niż wieczorem, a dziąsło lekko nabrzmiało. Nie mając niczego lepszego pod ręką, sięgnęłam do lodówki po karton z maślanką i przyłożyłam go do policzka, a usta przepłukałam kilkakrotnie zimną wodą. Przeczekałam tak godzinę, aż nadejdzie pora, kiedy będę mogła wziąć lek przeciwbólowy. Zjadłam banana i sucharka, żeby nie brać leku na pusty żołądek i po zaaplikowaniu medykamentu po jakimś czasie usnęłam, zmęczona zastanawianiem się, dlaczego lek działa tak wolno i nie tak skutecznie, jak zawsze…
Piątek – drugi dzień po zabiegu. Burza rozpętana
Rankiem ból nie był tak uciążliwy, jak w czwartek wieczorem, ale pulsowanie zęba i uczucie jego wypierania z dziąsła zaczynało być irytujące. Narastała we mnie ochota na… własnoręczne wyciągnięcie szóstki z dziąsła. Cóż, człowiek to istota dążąca do zapewnienia sobie komfortu…
Ból zaczął potężnieć od południa. Lek przeciwbólowy pomagał na ok. 2 godziny i nie usuwał bólu całkiem. Żeby jakoś przetrwać 4 godziny do przyjęcia kolejnej dawki leku, chłodziłam jamę ustną wodą z lodówki, a lewą stronę dolnej części twarzy okładałam zimnym żelowym kompresem i cyklicznie płukałam ziołowym płynem. Nie było miło, ale też i tragedii z tego nie robiłam, wiedząc, że ząb wypełniony lekarstwem boleć może i to całkiem mocno. Do arsenału moich metod zaradczych dodałam jeszcze gęsty napar z rumianku (saszetka na 1/4 szklanki wrzątku). Płynem płukałam buzię, a saszetkę z papką ziołową zastosowałam jako kojący i przeciwzapalny okład na dziąsła. Pomogło na chwilę…
Wieczór przyniósł niemiłą niespodziankę: uczucie „łamania” w stawach i kościach oraz gorączkowe ciepło pod powiekami. Kolejna dawka środka przeciwbólowego zaledwie tylko tonizowała coraz silniejszy ból, nie znosząc go nawet na 2 godziny. Pomimo późnej pory zadzwoniłam do mojego dentysty, stwierdzając, że nawet moja odporność na ból zaczyna się kończyć. Dentysta zalecił zamianę leku na taki, który będzie działał nie tylko przeciwbólowo, ale i przeciwzapalnie. Niespecjalnie mnie ten pomysł przekonywał, bo to oznaczało, że muszę zastąpić naprawdę silny przeciwbólowy środek czymś znacznie słabszym.
„Ryzyk fizyk” – pomyślałam i zdesperowana sięgnęłam po lek z poczciwym kwasem acetylosalicylowym. Kiedy lekarstwo pomogło bardziej niż poprzednie, olśniło mnie: mogę mieć zapalenie tkanek okołowierzchołkowych zęba. Dlatego środek działający tylko przeciwbólowo nie jest skuteczny.
Niewielka ulga w bólu, brak gorączki i łamania w stawach były tak komfortowe, że udało mi się zasnąć – z zimnym kompresem żelowym na policzku.
Sobota – trzeci dzień po zabiegu. Chodzenie po ścianach
Boli! Bardzo! Obudziłam się grubo przed świtem i odruchowo przyłożyłam dłoń do policzka. Miałam gorączkę i pociłam się. Spałam zaledwie 2 godziny. Kolejną dawkę leku mogłam wziąć dopiero za 3,5 godziny. To szaleństwo! Nie wytrzymam tyle! Ból jest nie do zniesienia! Wyskoczyłam z łóżka, wrzuciłam ciepły już okład żelowy do zamrażarki i zastąpiłam go kartonem maślanki z lodówki, a potem kostką zamrożonego masła, którą owinęłam w czystą ściereczkę i przyłożyłam do policzka. Do tego płukanie zimną wodą z lodówki na przemian z gęstym zimnym naparem z rumianku i spacery po domu przeplatane kładzeniem się do łóżka – wszystko po to, aby złagodzić ból i odwrócić jakoś od niego uwagę.
Gardło drapało, ucho pulsowało, w głowie huczało, boczno-tylna część szyi była napięta, lewa strona języka i lewy staw skroniowo-żuchwowy bolały przy każdym poruszeniu szczękami, dziąsło nabrzmiało i między nim a wewnętrzną stroną policzka zaczął szybko tworzyć się wał opuchlizny. Uczucie wypierania z przyzębia feralnej szóstki było tak silne, że wydawało się, iż ząb wyskoczy z tkanek. Ale siedział mocno – ani drgnął przy próbie poruszania nim. Objawy, które miałam, wyraźnie wskazywały na ostre zapalenie tkanek okołowierzchołkowych. To nie przelewki, bo samopoczucie ogólne było fatalne. Wizja powikłań dalszych w postaci ropnia mózgu, zawału czy trwałego uszkodzenia nerek uderzyła mnie prawie, kiedy zobaczyłam swoją opuchniętą twarz w lustrze… Wiedziałam, że konieczne jest wdrożenie antybiotyków. Jak najszybciej. Ale przecież była czwarta nad ranem i MUSIAŁAM coś zrobić z bólem! Prawie płacząc, chodząc od ściany do ściany (teraz już wiem, stąd wzięło się powiedzenie o chodzeniu z bólu po ścianach), cały czas chłodząc tkanki wodą i okładami, dotrwałam do czasu przyjęcia kolejnej dawki leku. Trochę snu i cykl powtórzył się od nowa.
Zdesperowana pojechałam na pogotowie stomatologiczne. Dentysta potwierdził ostre zapalenie tkanek okołowierzchołkowych zęba, wypisał antybiotyk i zasugerował otwarcie zęba, jeśli pojawi się silna opuchlizna, a ból nie zelżeje. Po konsultacji telefonicznej z moim stomatologiem resztę soboty spędziłam na walce z bólem przerywanej krótkotrwałym snem.
Niedziela – czwarty dzień po zabiegu. Wzorcowa opuchlizna
W niedzielę po prawie nieprzespanej nocy mogłabym rywalizować z samym Arnoldem Schwarzeneggerem o laur dla posiadacza najbardziej wydatnej żuchwy: opuchlizna dolnej części twarzy z lewej strony była doprawdy imponująca! Na szczęście antybiotyk już działał i ból zelżał oraz znikła gorączka. Samopoczucie stopniowo poprawiało się, ale opuchlizna, pomimo zimnych okładów, trzymała się wytrwale, utrudniając zamykanie i otwieranie ust, mówienie i spożywanie pokarmów. Przymusowo przeszłam więc na dietę półpłynną i miękką: jadłam kremowe zupy, chleb bez skórek krojony w kawałki wielkości na jeden kęs i banany. Wyczerpana bolesnym maratonem, miałam tylko jedną potrzebę: spać. Realizowałam ją z żelazną konsekwencją.
Poniedziałek – piąty dzień po zabiegu. Wielkie otwarcie
Z opuchniętą buzią wkroczyłam rankiem do gabinetu mojego stomatologa. Pomimo silnej tkliwości szczęśliwie udało się podać znieczulenie i otworzyć zęba. Wypłynęło z niego sporo krwi i płynu surowiczego. Prawdopodobnie przyczyną zapalenia tkanek okołowierzchołkowych, które mnie dotknęło, były zjadliwe bakterie beztlenowe bytujące w odrobinie próchnicy, jaka znajdowała się pod usuwaną plombą z amalgamatu. Dostałam małe gąbeczki i zalecenie umieszczania ich w zębie na czas posiłku, nakaz utrzymania zęba w czystości i prośbę o raportowanie samopoczucia. Ból prawie minął, ale opuchlizna nie miała zamiaru ustąpić pomimo zimnych okładów. Wieczorem pojawiła się jeszcze lekka gorączka, otwarty ząb drażnił, ale wszystko szło już ku dobremu.
Wtorek – szósty dzień po zabiegu. Wielkie zamknięcie i odwrót
Wnioskuję o nagrodę dla wynalazców znieczuleń stomatologicznych i szybko działających ssaków. Dzięki znieczuleniu, pomimo wciąż istniejącej silnej opuchlizny, udało się przeprowadzić czyszczenie kanałów i zamknięcie zęba opatrunkiem. Z kolei ssak okazał się niezastąpiony przy odbarczeniu opuchniętej części twarzy ze zgromadzonej w okolicy dziąseł treści. Kilkusekundowe odsysanie miłe nie było, ale stało się początkiem końca irytującej opuchlizny.
Kilka dni później. Ukoronowanie pracy
Walka o zęba trwa. Kolejne otwieranie i czyszczenie kanałów korzeniowych już za mną. Teraz zamknięty ząb czeka na pokrycie go estetyczną koroną. Nie boli. Nie jest tkliwy. Zasłużył na ekstra traktowanie: pomimo burzliwych zdarzeń, trzyma się w dziąśle bez drgnienia wszystkimi swoimi korzeniami.
Refleksje końcowe
Komentarzy: 4
Ząb przestał boleć nie z powodu antybiotyku tylko przejścia ropnia podokostnowego w podśluzówkowy 🙂
Czasem pójście do dentysty może źle się skończyć. Dlatego warto znaleźć kogoś kto rzeczywiście zna się na rzeczy.
Przekonałam się o tym, że leczenie kanałowe może powodować powikłania. Przy leczeniu jedynki i jej zamknięciu doszło do stanu zapalnego i w konsekwencji tego brakowały minimetry aby ropa doszła mi do mózgu ?
W jaki sposób została usunięta plomba rtęciowa? Ciekawe czy prawidłowo i ostrożnie dla pacjetna i lekarza ? Szkoda tylko, ze z jednej trucizny weszła Pani w drugą (leczenie kanalowe, wcześniej rtęć). Mam az 3 plomby rtęciowe, z nimi wiąże moje problemy z chorobą autoimmunologiczną i bardzo się boję wymiany.. A muszę, nie ze względu na estetykę jak tu Pani wspomniała, ale ze względu na ryzyko dalszego trucia organizmu i nieefektywnego leczenia chorob, zlego samopoczucia itd. Przy wymianie amalgamatowe najbardziej niebezpieczne, chociaż lata w zębie też robią swoje, niestety organizm kumuluje te paskudne metale..