Uwolnijmy wenę twórczą - wstawiajmy tu wiersze i wierszyki stomatologiczne
Oto kilka:
Oto kilka:
Dentysta (J.Tuwim)
Torturą nie nastraszysz! Średniowiecze, Chiny,
Szczur w brzuchu, ołów w gardło, igły za paznokcie –
Furda, gdy się rozdziawiam świdrowi maszyny
I w poręcze fotelu ostro wbijam łokcie!
Żmijo z żądłem żelaznym, zajadła wiertarko,
Śrubo w kość mą wkręcona pędzącym obrotem,
Mrowiem ciarek piłując i zgrzytliwą tarką,
Kiedyż pod nerw zajedziesz warczącym świergotem?
Struną od pięt do czaszki, sztywniejszy od śmierci,
Cały drgając przekrwionym, pulsującym włóknem,
Czekam mózgiem kipiącym, aż się wessiesz, wwiercisz,
Gdy pod niebo zawyję i łbem w sufit huknę!
Wtedy, zwinny dentysto, skocz za mną pod pułap,
Gdzie huśtam się jak małpa! – tam gębę otworzę!
Stalowym chwytem cęgów kość krzyczącą ułap
I wyłam mi ze szczęki rosochaty korzeń!
A kiedy z żyrandola spadniemy zziajani,
Skrwawieni i pijani jak kochanków dwoje,
Mdlejąc ze szczęścia, szepnę miłośnie: „O, pani…”
I, jak ząb, wyrwę z piersi wdzięczne serce swoje.
Torturą nie nastraszysz! Średniowiecze, Chiny,
Szczur w brzuchu, ołów w gardło, igły za paznokcie –
Furda, gdy się rozdziawiam świdrowi maszyny
I w poręcze fotelu ostro wbijam łokcie!
Żmijo z żądłem żelaznym, zajadła wiertarko,
Śrubo w kość mą wkręcona pędzącym obrotem,
Mrowiem ciarek piłując i zgrzytliwą tarką,
Kiedyż pod nerw zajedziesz warczącym świergotem?
Struną od pięt do czaszki, sztywniejszy od śmierci,
Cały drgając przekrwionym, pulsującym włóknem,
Czekam mózgiem kipiącym, aż się wessiesz, wwiercisz,
Gdy pod niebo zawyję i łbem w sufit huknę!
Wtedy, zwinny dentysto, skocz za mną pod pułap,
Gdzie huśtam się jak małpa! – tam gębę otworzę!
Stalowym chwytem cęgów kość krzyczącą ułap
I wyłam mi ze szczęki rosochaty korzeń!
A kiedy z żyrandola spadniemy zziajani,
Skrwawieni i pijani jak kochanków dwoje,
Mdlejąc ze szczęścia, szepnę miłośnie: „O, pani…”
I, jak ząb, wyrwę z piersi wdzięczne serce swoje.
Dentysta (autor: poniwiec)
Kiedy ząb cię zaboli, fakt to oczywisty,
Że nie idziesz na tańce, tylko do dentysty.
Wchodzisz, mówisz, że boli, on się pyta który,
Ledwie dotknie, straszliwe przeżywasz tortury.
Chciałbyś przed nim uciekać gdzieś za siódme morze,
Ale wiesz, że gdy umkniesz, będzie jeszcze gorzej.
Więc ze strachu w fotelu wijesz się jak glista,
A nad tobą ze świdrem czai się dentysta.
Nikt na świecie ci większych nie zada katuszy
Niż on, gdy się wwierca w samo sedno duszy.
Świdrem, co miażdży nerwy, dotrzeć może wszędzie,
Torturując zajadle tym strasznym narzędziem.
Jakby tego wszystkiego jeszcze było mało,
Wpycha potem do zęba jakieś obce ciało,
Które pachnie nieładnie i paskudnie piecze,
O niesłychanie groźnie brzmiącej nazwie fleczer.
Ale może cię spotkać coś gorszego jeszcze,
Kiedy świder odkłada i sięga po kleszcze.
Długo szarpie się z zębem, chce urwać pół głowy,
Potem mówi, że ząb był jeszcze całkiem zdrowy...
Ale próżne twe skargi, płacze oraz złości,
Nie oczekuj współczucia, żalu ni litości.
Bo gdy sam dobrowolnie idziesz do dentysty
Jak ofiara do kata, masz coś z masochisty.
Kiedy ząb cię zaboli, fakt to oczywisty,
Że nie idziesz na tańce, tylko do dentysty.
Wchodzisz, mówisz, że boli, on się pyta który,
Ledwie dotknie, straszliwe przeżywasz tortury.
Chciałbyś przed nim uciekać gdzieś za siódme morze,
Ale wiesz, że gdy umkniesz, będzie jeszcze gorzej.
Więc ze strachu w fotelu wijesz się jak glista,
A nad tobą ze świdrem czai się dentysta.
Nikt na świecie ci większych nie zada katuszy
Niż on, gdy się wwierca w samo sedno duszy.
Świdrem, co miażdży nerwy, dotrzeć może wszędzie,
Torturując zajadle tym strasznym narzędziem.
Jakby tego wszystkiego jeszcze było mało,
Wpycha potem do zęba jakieś obce ciało,
Które pachnie nieładnie i paskudnie piecze,
O niesłychanie groźnie brzmiącej nazwie fleczer.
Ale może cię spotkać coś gorszego jeszcze,
Kiedy świder odkłada i sięga po kleszcze.
Długo szarpie się z zębem, chce urwać pół głowy,
Potem mówi, że ząb był jeszcze całkiem zdrowy...
Ale próżne twe skargi, płacze oraz złości,
Nie oczekuj współczucia, żalu ni litości.
Bo gdy sam dobrowolnie idziesz do dentysty
Jak ofiara do kata, masz coś z masochisty.
Grzebień (H. Niewiadomska)
Czyta grzebień ogłoszenie:
„Chore zęby w zdrowe zmienię,
Czy siekacze, czy trzonowe,
Zaraz zmienię je na nowe”.
Podpisane jest – „dentysta”.
(To jest sprawa oczywista,
Że od zębów jest dentysta).
Spojrzał grzebień do lusterka,
Tu ubytek, tam usterka.
– Do lekarz ruszyć muszę,
Bo do jutra się wykruszę.
Zęby pastą wyszorował,
Szczotkę do kieszeni schował.
Poszedł szybko do dentysty,
Wymuskany, piękny, czysty.
Stomatolog patrzy blady,
Wiertło chowa do szuflady.
– Oj, grzebieniu! Straszna bieda!
Tobą już się czesać nie da!
Zębów pięć masz zwichrowanych,
Osiemnaście wyłamanych.
Trudne będą me starania,
Jesteś taki z zaniedbania.
Jeśli zębów masz tak wiele,
Myj je co dzień – nie w niedzielę.
Będą wtedy zawsze zdrowe,
Do czesania głów gotowe.
Czyta grzebień ogłoszenie:
„Chore zęby w zdrowe zmienię,
Czy siekacze, czy trzonowe,
Zaraz zmienię je na nowe”.
Podpisane jest – „dentysta”.
(To jest sprawa oczywista,
Że od zębów jest dentysta).
Spojrzał grzebień do lusterka,
Tu ubytek, tam usterka.
– Do lekarz ruszyć muszę,
Bo do jutra się wykruszę.
Zęby pastą wyszorował,
Szczotkę do kieszeni schował.
Poszedł szybko do dentysty,
Wymuskany, piękny, czysty.
Stomatolog patrzy blady,
Wiertło chowa do szuflady.
– Oj, grzebieniu! Straszna bieda!
Tobą już się czesać nie da!
Zębów pięć masz zwichrowanych,
Osiemnaście wyłamanych.
Trudne będą me starania,
Jesteś taki z zaniedbania.
Jeśli zębów masz tak wiele,
Myj je co dzień – nie w niedzielę.
Będą wtedy zawsze zdrowe,
Do czesania głów gotowe.
Komentarz