Witam, mam 17 lat i opisując swój problem liczyłbym na pomoc w decyzji jakie rozwiązanie wybrać.
Od początku, w styczniu wybiłem sobie na lodowisku jedynkę i drugą jak to napisano "zwichnąłem", tą drugą udało się dzięki szynie uratować, jednak tamta pierwsza została złamana poddziąsłowo i musiała zostać wyrwana. Lekarze naprawdę się popisali i po 2 miesiącach miałem wyciągnięty korzeń, a moja korona została zamocowana do prowizorycznego aparatu ortodontycznego i wyglądało, jakbym po prostu nosił aparat. Wszystko zrobili mi za darmo, użyli nawet swoich materiałow (zamki do aparatu, gumki, klej, itp), tylko za leczenie kanałowe musieli rodzice zapłacić. W kwietniu byłem tam ostatni raz, zostałem skonsultowany z protetykiem i okazało się, że korona będzie kosztować 1,5 tysiąca złotych. Był to ciężki okres dla dobrze zarabiającej firmy ojca, tonęliśmy w długach, nie mogliśmy sobie pozwolić na ten wydatek. Dopiero zaczynamy wychodzić na prostą, od 26 września byłaby już kasa na koronę. Jednak okazało się korona odczepiła się od korzenia (byla przymocowana za pomocą ankera). Było to już w okolicach lipca, całość powoli zarastała dziąsłem, ja jednak nie robiłem sobie nic z tego, w końcu wakacje, czas zabawy. 3 dni temu korona zaczęła się chwiać, po kilku godzinach ruszania językiem i dolnymi zębami wyjąłem ją, była przymocowana jedynie do zamka, wyjąłem cały drut od aparatu i okazało się, że korzeń jest naprawdę daleko, ledwo go widać. Wczoraj byłem u tego lekarza, był bardzo zły, mówił, że włożył całe serce w tego zęba i że korzeń cofnął się do stanu ze stycznia. Mówił też, że nawet jak nie było kasy, to można było przychodzić na kontrole. Powiedział, że on już nie chce tego robić i wysłał do periocośtam, tego od dziąseł. Ten zaproponował implant lub powtarzanie ekstruzji korzenia. Chciałbym zrobić implant, kasa by się znalazła, jednakże jestem na niego chyba za młody. Jest jeszcze opcja założenia mostu do czasu osiągnięcia tego 18-19 roku życia.
Co o tym sądzicie?
Od początku, w styczniu wybiłem sobie na lodowisku jedynkę i drugą jak to napisano "zwichnąłem", tą drugą udało się dzięki szynie uratować, jednak tamta pierwsza została złamana poddziąsłowo i musiała zostać wyrwana. Lekarze naprawdę się popisali i po 2 miesiącach miałem wyciągnięty korzeń, a moja korona została zamocowana do prowizorycznego aparatu ortodontycznego i wyglądało, jakbym po prostu nosił aparat. Wszystko zrobili mi za darmo, użyli nawet swoich materiałow (zamki do aparatu, gumki, klej, itp), tylko za leczenie kanałowe musieli rodzice zapłacić. W kwietniu byłem tam ostatni raz, zostałem skonsultowany z protetykiem i okazało się, że korona będzie kosztować 1,5 tysiąca złotych. Był to ciężki okres dla dobrze zarabiającej firmy ojca, tonęliśmy w długach, nie mogliśmy sobie pozwolić na ten wydatek. Dopiero zaczynamy wychodzić na prostą, od 26 września byłaby już kasa na koronę. Jednak okazało się korona odczepiła się od korzenia (byla przymocowana za pomocą ankera). Było to już w okolicach lipca, całość powoli zarastała dziąsłem, ja jednak nie robiłem sobie nic z tego, w końcu wakacje, czas zabawy. 3 dni temu korona zaczęła się chwiać, po kilku godzinach ruszania językiem i dolnymi zębami wyjąłem ją, była przymocowana jedynie do zamka, wyjąłem cały drut od aparatu i okazało się, że korzeń jest naprawdę daleko, ledwo go widać. Wczoraj byłem u tego lekarza, był bardzo zły, mówił, że włożył całe serce w tego zęba i że korzeń cofnął się do stanu ze stycznia. Mówił też, że nawet jak nie było kasy, to można było przychodzić na kontrole. Powiedział, że on już nie chce tego robić i wysłał do periocośtam, tego od dziąseł. Ten zaproponował implant lub powtarzanie ekstruzji korzenia. Chciałbym zrobić implant, kasa by się znalazła, jednakże jestem na niego chyba za młody. Jest jeszcze opcja założenia mostu do czasu osiągnięcia tego 18-19 roku życia.
Co o tym sądzicie?
Komentarz